piątek, 5 stycznia 2018

02. Niespodzianka


- Wujku, co się dzieje? - spytałem, gdy drzwi Wielkiej Sali zamknęły się za mną i Lily. Razem z wujem Longbottomem czekał także James, który widząc naszą dwójkę odkleił ramię od ściany.
- Chodźcie za mną - powiedział, udając jakbym w ogóle się nie odezwał. Zacisnąłem dłonie w pięści, schowałem je pod pachami, wcześniej naciągnąwszy rękawy na blade i chude dłonie. Szybkim tempem zmierzaliśmy w stronę gabinetu wuja Neville'a. Zastanawiałem się co mogło się stać. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać Gdy tylko drzwi się utworzyły usłyszałem pisk Lily.
- Tato! - skrzek Lily przypominał próby stłuczenia kieliszka przez Grubą Damę. Wywróciłem oczyma, wchodząc jako ostatni do pomieszczenia. Nie wykazywałem specjalnego zadowolenia. Powiedzmy, że nasze stosunki z ojcem nie były zbyt ciepłe. Rozstaliśmy się w gniewie i chociaż miliony razy zaczynałem pisać do niego list z przeprosinami za każdym razem zwinięta w kulkę lądowała w koszu na śmieci. Ruda oczywiście rzuciła się na szyję ojca. James uścisnął go w ten "męski sposób". Ja? Zacisnąłem mocniej szczęki, które zarysowały się dokładniej na mojej twarzy.
- Cześć tato - burknąłem jedynie. Ten posłał w moją stronę coś na kształt ponurego uśmiechu. - Witaj Albusie - odpowiedział po chwili. To było cholernie trudne. Ale jak mogłem zareagować widząc to pełne radości przywitanie z Jamesem? W głowie nadal echem odbijały mi się słowa ojca, które padły podczas ostatniej kłótni.
- Czemu tu jesteś? - spytała Lily, nadal przyczepiona do jego boku. Harry spojrzał na nas spod swoich okrągłych okularów. Westchnął ciężko, jakby zastanawiał się jak to wszystko ubrać w słowa.
- Byłem w Hogsmeade, pomyślałem, że was odwiedzę.
- Tak po prostu? - wypaliłem, unosząc jedną brew ku górze. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Coś się działo. Wiedziałem to. Czułem, że zbliżało się coś złego i nie były to kolejne nieudane próby wypieków naszej mamy.
- Tak, tak po prostu - odparł, pocierając jednocześnie troskliwie ramię Lily, która opierała głowę o jego ramię. Z trudem powstrzymałem prychnięcie.
- I poza tym chciałem wam coś powiedzieć, zanim dowiecie się tego z gazety. Niedługo w Proroku Codziennym może pojawić się artykuł, który ujawni treść pewnej przepowiedni. Chciałem was prosić abyście nie panikowali i nie dali wejść sobie na głowę. Treść tej przepowiedni nie została jeszcze potwierdzona przez Ministerstwo, dlatego chcę was uprzedzić - tu przerwał patrząc na nas. A co ja na to? Mnie osobiście mdliło na widok tej szczęśliwej rodzinki, której wcale nie czułem się częścią. Był to piękny obrazek, do którego nie pasowałem. Brzydki dodatek do ładnej sukienki.
- Fantastycznie, mogę już iść? - spytałem zniecierpliwiony. Nikt się nie odezwał. Poczułem na sobie spojrzenia wszystkich. Pełne współczucia zielone oczy Lily, pogardliwe spojrzenie Jamesa, chłodne oczy ojca i jedyne przychylne mi spojrzenie wuja Neville'a. Patrzyłem tacie prosto w oczy, ale ten nic nie powiedział. Dlatego oderwałem się tyłkiem od krawędzi biurka.
- Pozdrów mamę - rzuciłem na odchodne i wyszedłem z gabinetu.

czwartek, 30 listopada 2017

01. (Nie)Udane dziecko

                                                                            01.

  Jeszcze tylko dwa lata, Potter. Jeszcze tylko dwa lata, pomyślałem kiedy szedłem korytarzem, zaciskając kurczowo palce na opasłym tomie do eliksirów. Poprawiłem okulary, które w trakcie energicznego marszu zsunęły się na sam czubek nosa. Robiłem to dosyć niezdarnie, mając zajęte ręce, bowiem w jednej trzymałem różdżkę, a w drugiej podręcznik. I tak, użyłem tej z książką. Po ostatniej wpadce z różdżką i użyciem jej do poprawiania oprawek wolę tego nie powtarzać. Tak to właśnie ja, Albus Severus Potter. Największy żart jaki udało wykręcić się Merlinowi od niepamiętnych czasów. Imiennik wielkich dyrektorów Hogwartu, syn Wybrańca i młodszy brat najbardziej popularnego Gryfona w szkole. Spodziewacie się szelmowskiego uśmiechu, wianuszka adoratorek i niezłej kartoteki w kantorku woźnego? Rozczarujecie się. Zamiast tego macie ciamajdę i nieudacznika, którego zamiłowaniem są eliksiry. Aspołeczny i niepewny siebie kujon w okularach z wężem zamiast lwa na piersi. Niełatwo być odmieńcem, ale cóż poradzić? Los postanowił zaśmiać mi się prosto w twarz, kiedy Tiara przydziału krzyknęła : Slytherin!. Sam myślałem, że po raz pierwszy w historii Tiara wykazała się niezbyt dobrym poczuciem humoru i za chwilę krzyknie po raz drugi, tym razem wywołując nazwę domu lwa. Niestety. Jestem Ślizgonem już od sześciu lat. Wyrzutkiem zbyt gryfońskim, aby wtopić się w ślizgośkie towarzystwo i zbyt ślizgoński, aby bratać się z Gryfonami. Za mało mądry na Krukona, za bardzo zdystansowany jak na Puchona. Słowem, dziwak. 
  Tak więc szedłem korytarzem z głową spuszczoną w dół. Ignorowałem wszystkie zaczepki w stylu jak łazisz czy uważaj trochę. Pogrążony we własnych rozmyślaniach. Szerokim łukiem ominąłem grupę Gryfonów, wśród których dostrzegłem mojego brata. James, wymarzony pierworodny. Znowu poczułem lekkie ukłucie zazdrości, gdy zobaczyłem z jaką swobodą prowadzi rozmowę, puszczając oko do przechodzącej obok Krukonki. Ja przemknąłem obok nich niczym cień. Ba, czasem miałem wrażenie, że jestem niewidzialny i nie potrzebowałem do tego peleryny niewidki. Zszedłem do lochów i niczym zaprogramowany udałem się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, ale nie zabawiłem tam długo. Prześlizgnąłem się pomiędzy śmiejącymi się pierwszakami, które jeszcze czerpały radość z pisania pierwszego eseju na transmutację. Westchnąłem. Wszedłem do swojego dormitorium, które dzieliłem ze swoim najlepszym przyjacielem, Scorpiusem. To właściwie dzięki niemu udało mi się nawiązać znajomość z resztą chłopaków z dormitorium i znaleźć w nich kompanów do rozmowy. 
- Co słychać, Potter? - rzucił Scorpius, który z leżał rozłożony na swoim łóżku z rękoma założonymi na karku.
- Zależy o co pytasz - odpowiedziałem, zsuwając buty i wchodząc na swoje łóżko, wcześniej wyciągając z kufra słodycze, które mama przysłała mi dwa dni temu. 
- Mam nadzieję, że zacząłeś pisać nasze wypracowanie na eliksiry - powiedział, patrząc na mnie z tym swoim cwanym uśmieszkiem. Uniosłem jedną brew ku górze i poprawiłem okulary środkowym palcem. Zaśmiał się, siadając. 
- Idziesz na kolacje - spytał, a ja w odpowiedzi wzruszyłem ramionami, chociaż wiedziałem, że to wcale nie było pytanie. 
- Ja się ciebie nie pytam. Dzisiaj mam zamiast zaprosić Burke na bal hallowenowy - oznajmia. Nadal nie rozumiem po co mam tam iść. 
- I co? Mam patrzeć jak daje ci kosza? Będziesz chciał się wypłakać? - pytam, unosząc po raz kolejny brew ku górze. Scorpius zrywa się na równe nogi, opierając się o jedną z kolumn, na których wspiera się baldachim. 
- Nie, Albie. Dzisiaj zgodzi się pójść ze mną na bal - stwierdził. -  A ty? Zaprosiłeś już Cassio? - spytał, a ja nie potrafiłem powstrzymać wściekłego spojrzenia. 
- Mówiłem ci, że nie idę - burknąłem pod nosem. Co z ciebie za przyjaciel Scorpiusie? 


(...)

Cassiopeia Black, najpiękniejsza dziewczyna w całej szkole. Śnieżnobiały uśmiech kontrastował z niemalże czarnymi tęczówkami, które spoglądały na świat znad wachlarza gęstych rzęs. Kasztanowe włosy kaskadami opadały na jej ramiona.
- Potter!
Poczułem łokieć Malfoya na swoich żebrach. Rzuciłem mu mordercze spojrzenie.
- Znowu się gapisz - dodał jakby na własne usprawiedliwienie i udał się w stronę stołu. Dwa wolne miejsca znajdowały się właśnie obok Cassie i Astorii Burke. Podczas gdy Cassie uśmiechała się perliście, Burke była damą w każdym tego słowa znaczenia. I chociaż nie była złą osobą to sprawiała wrażenie zimnej i wyniosłej. Jej proste, niemalże czarne włosy okalały smukłą twarz. Jednym słowem, modelka. Ideał każdego faceta, no prawie każdego.
- Witam piękne panie - zawył na przywitanie Malfoy z szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Wywróciłem oczami
- Cześć - rzuciłem, siadając obok niego. Poprawiłem okulary. Zawsze to robiłem kiedy zaczynałem się denerwować. A wystarczyło jedno spojrzenie czekoladowych oczu, abym zapomniał jak ożywa się języka w buzi. Nim się obejrzałem, zauważyłem jak Scorpius zaczął gadkę z Astorią. Zerknąłem przelotnie na stół Gryfonów, przy którym siedziała Rose. Udało mi się wychwycić jej zawiedzione spojrzenie. Obiecałem sobie, że nie będę się w to mieszał, ale widziałem jak Rose cierpi. Serio, Scorpius? Aż tak byłeś ślepy? Widok jego i Astorii łamał jej serce.
- Ziemia do Albusa - usłyszałem melodyjny głos Cassiopei. Potrząsnąłem głową. - Wybacz - wydukałem, uśmiechając się krzywo w ramach przeprosin. Wzruszyła jedynie ramionami z delikatnym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Napisałeś już esej?
- Nie, muszę się za to zabrać, ale jakoś niezbyt dobrze mi to idzie.
- Rozumiem - rzuciła w odpowiedzi.
- Potrzebujesz pomocy? Mogę ci pomóc, jeżeli chcesz, wiesz nie narzucam...- no i zaczęła się ta cała paplanina. Zachichotała.
- Byłoby super - odparła, a ja myślałem, że dostanę zaraz palpitacji serca. Czułem jak zaczynają palić mi się policzki. Uśmiechnąłem się krzywo. I właśnie wtedy poczułem dłoń na ramieniu. Spojrzałem przez prawe ramię. Był to James.
- Profesor Longbottom woła nas do siebie - powiedział krótko. Otworzyłem usta, aby spytać się co właściwie się dzieje, ale mój brat szedł już w stronę wyjścia z sali.
- Wybaczcie - rzuciłem pośpiesznie i wstałem z miejsca. Oczywiście w trakcie przechodzenia przez ławkę zahaczyłem o nią stopą i o mały włos nie runąłem jak długi na posadzce. Odchrząknąłem poprawiając wełnianą kamizelkę. Rozejrzałem się i wzrokiem napotkałem Lily, która chyba była równie zdezorientowana. Przyśpieszyłem kroku. Spotkaliśmy się przy wyjściu z sali.
- Co się dzieje? Czego może chcieć wujek Nev od naszej trójki? - spytałem, pochylając się nad nią. Byłem najwyższy z całej trójki, dlatego musiało to dosyć komicznie wyglądać. Lils zadarła głowę do góry.
- Nie mam bladego pojęcia Alb, ale na Merlina, mam złe przeczucia...

Spis postaci


Albus Severus Potter

James Sirius Potter




Lily Potter



Cassiopeia Black



Scorpius Malfoy 


Astoria Burke


Rose Weasley

i inni...